poniedziałek, 23 listopada 2015

Wolność, akceptacja, zrozumienie?

Dzisiejszy wpis ma trochę inny charakter niż poprzednie.Otóż mam pewien problem czy wyzwanie, który część z Was prawdopodobniej zna, a który wiąże się z relacjami. Mam nadzieję, że może ktoś z Was. moi Czytelnicy mógłby mi coś poradzić.:-)
 To wyzwanie zasadniczo polega na tym, że jakieś zachowanie, postawa czy słowa kogoś mi bliskiego czy ważnego działają na mnie tak, że rodzą się we mnie uczucia irytacji, złości, zawodu, rozczarowania czy poczucie, że jestem ignorowana, niedoceniona lub czuję, że moje zaangażowanie się w coś jest bezsensu, mało wartościowe. To, że takie uczucia się pojawiają jest normalne, bo mamy jako ludzie różne doświadczenia, różne punkty widzenia, inne systemy wartości czy sposób patrzenia na świat i siebie a poza tym filtrujemy różne informacje także przez pryzmat pogody, zasobów energii, które posiadamy itd. W każdym razie jeśli kogoś dosyć dobrze znam, wiem, że mi dobrze życzy i akceptuje jakieś moje słabości to jeśli to są mało istotne rzeczy lub wiem, że moje uczucia czy odczucia wynikają z moich poprzednich doświadczeń i moich problemów a nie są odpowiedzią na słowa tej osoby to jako wyraz swojej akceptacji, zrozumienia, że może myśleć i zachowywać się w inny sposób niż ja czy niezgodnie z moimi oczekiwaniami czy w imię szacunku dla jej osobistej wolności nie mówię, że w tej czy innej sytuacji poczułam jakieś nieprzyjemne uczucia. Tak naprawdę problem pojawia się po jakimś czasie. Mogę rozumieć, z czego wynikają moje nieprzyjemne uczucia w danej sytuacji, rozumieć że nie mają one wiele wspólnego z daną sytuacją, wiedzieć, że to zdarzyło się tylko raz jednak gdzieś w mojej podświadomości i pamięci te uczucia zostają. Czasem wystarczy później, że będę niewyspana, mocno zestresowana lub, że ta sytuacja pojawi się o przysłowiowy "raz za dużo" i nagle jak w filmie odtwarzam po kolei te niemiłe sytuacje i już nie słyszę tego, co ktoś mówi czy pokazuje tylko podążam za swoimi interpretacjami, piętrzącymi się przede mną trudnościami w realizacji czegoś w życiu. I jest to dla mnie trudne, bo z jednej strony wiem, że to drobnostki, rzeczy, o których jakoś się nie wspomina, a z drugiej strony są uczucia i jakaś taka niechęć czy rosnąca irytacja, które ponieważ ma coś z pogranicza absurdu to wywołuje poczucie winy.

I tu mam pytanie do Was, Moi Czytelnicy: Co robicie w takiej sytuacji? Czy warto zatem mówić komuś, że np. poczuliśmy się odrzuceni czy nieważni, bo nie odpisał na ważną wiadomość czy lepiej nie? Czy macie w ogóle podobne doświadczenia?
Pozdrawiam :-)

niedziela, 15 listopada 2015

Dlaczego? Skąd wiesz/m?

Witajcie,
Dawno mnie nie było na blogu. W sumie od jakiegoś czasu już zastanawiałam się nad powrotem, ale z różnych względów tak się nie stało. Teraz jednak chcę wrócić i spróbować mych sił w regularnym pisaniu. Chcę poruszać tematy mi bliskie, sprawy, które mnie poruszają czy zmuszają do myślenia.

 Nie rozumiem i pewnie nigdy nie zrozumiem, dlaczego ludzie dokonują aktów terroryzmu. Mimo że to kolejny akt terrorystyczny, o którym słyszałam jestem w szoku, bo to trochę tak jakby ktoś na chwilę odsunął kotary i pokazał fragment innej okrutnej i budzącej strach rzeczywistości. Czytałam różne teksty i komentarze oraz grafiki dotyczące zamachu w Paryżu. Z jednej strony nie rozumiem  ludzi, którzy wykorzystują to doświadczenie by uzasadnić zamykanie się na uchodźców, ograniczanie praw imigrantom i zniechęcanie do pomocy oraz tych, którym przeszkadza, że ktoś chce być solidarny z Francuzami mimo tej sytuacji pomagać uchodźcom. Z drugiej jednak strony do pewnego stopnia rozumiem, z czego może wynikać takie rozumowanie i widzę, że ja nie raz czynię podobnie. Sądzę, że po części takie oceny wynikają z tego, że istnieje tendencja by na podstawie szczegółów kształtować obraz ogółu i na podstawie jednej sytuacji zakładać jak postąpi dana osoba lub jakie ma cechy charakteru. Tylko niestety takie oceny mogą być bardzo krzywdzące i raniące innych. Sama tego doświadczyłam na sobie i po części wiem jak to może boleć, bo sama nie raz kogoś w ten sposób raniłam i zasadniczo  podczas tej refleksji myślałam głównie o tym, ile przez to bólu wniosłam w życie innych.

Dlaczego tak postępujemy?
Myślę, że z kilku powodów:
- tak jest łatwiej i wygodniej- szybko otrzymujesz odpowiedź na pytania i łatwiej się przygotować na następne spotkanie z daną osobą, bo myślimy, że wiemy co się wtedy stanie.
- ponieważ to szybko porządkuje świat, a w obecnej rzeczywistości trudno znaleźć czas na refleksję
- przenosimy doświadczenia w relacji z jedną osobą na  kogoś innego
- z lęku i pewnie także kilku innych powodów
Chciałabym już nikogo nie skrzywdzić w taki sposób. Myślę, że warto się czasem zatrzymać i zapytać siebie skąd wiemy, że  ktoś tak zrobi czy tak myśli lub robi zazwyczaj i dlaczego uważamy, że skoro ktoś źle postąpił to znaczy, że wszyscy, którzy są tej samej rasy, wyznania, religii czy pochodzenia także tak postępują.

czwartek, 28 maja 2015

Mój świat- Moje miejsce- Mój dom

W ostatni weekend byłam w Toruniu. To był bardzo dobry, ale też lekko zwariowany czas i bardzo z niego się cieszę. Dla mnie była to pewna kwintesencja dobrze przeżytego czasu ponieważ otrzymałam coś dobrego zarówno dla duszy, ducha jak i dla ciała.Wszystko zaczęło się w piątek wieczorem. Na początek ponieważ kościół akademicki Świętego Ducha i działające przy nim DA "Studnia" jest dla mnie miejscem szczególnym na mapie Torunia idąc do siostry, gdzie spałam trochę zboczyłam i przeszłam obok tego kościoła, gdzie spotkało mnie ciepłe przyjęcie tak ze strony ludzi z DA, z którymi spędziłam trochę czasu jak i od gospodarzy tego miejsca, czyli drogich Ojców Jezuitów, którzy zawsze przyjmują mnie jak miłego gościa i to było coś dla ducha. Potem czekała mnie niespodzianka w postaci książki kucharskiej od mojej siostry i  jej przyjaciółki. Na dobre zakończenie dnia zaś zostałam "porwana" na przepyszną kolację przez bliską memu sercu Elę by na zakończenie dostać 3 piękne róże a jakby tego było mało to po powrocie do domu dostałam smsa z informacją, że moja przyjaciółka przyjechała do Torunia, co było bardzo dobrą informacją i tak i mój duch i moje ciało dostały piękne prezenty tak na powitanie.
         Kolejny dzień zaczęłam od dostarczenia strawy dla duszy ponieważ poszłam na mszę z nauką rekolekcyjną przed Świętem Zesłania Ducha Świętego. Przed mszą i tuż po mszy czekała mnie strawa dla ducha  w postaci rozmów z życzliwymi i mniej lub bardziej bliskimi memu sercu ludźmi. Potem był krótki czas na wytchnienie. I kolejne miłe spotkania- najpierw z przyjaciółką, której już nie widziałam prawie 1,5 roku więc było to bardzo cenne spotkanie a potem z kilkoma ludźmi z DA przy lodach a radość ze spotkania urosła dzięki bardzo symbolicznemu prezentowi w postaci krzyża i pomocników w rozwoju duchowym. Po tym zaplanowanym spotkaniu czekał mnie jeszcze koncert uwielbienia, w międzyczasie miłe rozmowy ze znajomymi, którzy przyszli by go posłuchać i z moim dawnym duszpasterzem akademickim, któremu bardzo wiele zawdzięczam a jako zwieńczenie pięknej soboty była msza w toruńskiej katedrze, pieśni po mszy i powrót w towarzystwie bardzo, ale to bardzo życzliwych mi osób.
        Natomiast niedziela dała mi sporo dobra w postaci porannej mszy świętej, dobremu spotkaniu z moją rodziną, radości pewnego przechodnia, kilkunastu minutom pożegnalnym na rynku staromiejskim i krótkiej rozmowie z dawnym duszpasterzem i w na koniec dnia w radości z  tego, że bliska mi osoba z Gdyni nie musiała wracać sama z dworca.
 Jestem wdzięczna Bogu i tym wszystkim ludziom z Torunia za ten czas, za wszystkie rozmowy, spotkania, prezenty mniejsze i większe i te materialne i te duchowe i te w postaci choćby uśmiechu. Bardzo dobrze jest wracać do miejsca, w którym można czuć się jak u siebie, gdzie można spodziewać się ciepłego powitania i w którym niejedno się przeżyło. Myślę, że Toruń jest takim miejscem, które będzie zajmować szczególne miejsce w mym sercu, do którego będę chętnie wracać i o którym będę z radością nie raz opowiadać.
         Był to też czas szczególny ponieważ uświadomiłam sobie, że Toruń i DA "Studnia" to moje miejsce, to coś i to ludzie, do których chętnie wracam i którzy wiele dla mnie znaczą i to wiedziałam już wcześniej, ale odkryłam, że jestem tam gościem, że to miejsce, do którego się wraca, ale to nie jest mój dom ani moje miejsce na teraz. Teraz tym miejscem i domem jest Gdynia, DA "Ster", wspólnota WŻCh i kilka osób z Trójmiasta.Ten czas teraz i to wszystko, co się ostatnio działo w DA " Ster" mi top bardzo mocno pokazało. :-) Cieszę się, że tu, gdzie teraz mieszkam i żyję mam miejsce, do którego mogę z radością wracać i gdzie mogę liczyć na życzliwe przyjęcie mimo że a  może właśnie dlatego, że ostatnio przeszliśmy niełatwe chwilę. Bardzo dobrze, że jest DA "Ster" i że ma ono bardzo życzliwego i otwartego na Ducha Świętego duszpasterza w osobie ojca Czesława.

czwartek, 21 maja 2015

Mały promyk słońca

Jest pewne przysłowie " nie chwal dnia przed zachodem słońca", które ma być przynajmniej w moim odczuciu przestrogą przed tym by za szybko nie uważać czegoś za dobre albo uznawać dzień za dobry, bo może się okazać, że jest wprost przeciwnie. Ja zaś gdy patrzę na miniony już dzień i kilka innych to chciałabym rzec: nie przekreślaj dnia przed zachodem słońca i dodać jeszcze, że Bóg nad nami czuwa.
      Większość ludzi, która mnie trochę lepiej zna najpewniej wie, że nie należę do optymistów i raczej widzę świat w czarno-białych barwach z lekką domieszką szarości. Jednak od kilku lat, co jakiś czas na nowo odkrywam, że mam bardzo dużo szczęścia i że Bóg z pewnością troszczy się o mnie i co jakiś czas gdy gromadzą się wokół mnie burzowe chmury posyła małe lub większe promyczki dobra, które przebijają się pośród ciemnych chmur chociaż czasem trudno je dostrzec.
Choćby dzisiaj. To był w sumie dzień podobny do wielu innych, ale jakoś tak przez dłuższy czas, za co się nie brałam- czy był to obiad, czy rozmowa, czy też prezent coś szło nie tak i po tym wszystkim, zwłaszcza po kłótni chciałam już skreślić dzień. Potem jednak okazało się, że Bóg ma dla mnie w zanadrzu coś fajnego.Najpierw to było kazanie, które dało mi sporo radość. Akurat byłam wieczorem na mszy, na której główny celebrans opowiadał dzieciom, które przyjęły w niedzielę Pierwszą Komunię Święta o powołaniu.I zaczął od pytania do chłopaków o to, który piłkarz jest najlepszy. Zgłosiło się kilku chłopców. Ksiądz wybrał jednego, który powiedział, że to jest Ronaldo, Messi i Neymar. Na kolejne pytanie o to, który z nich 3 jest najlepszy chłopiec odpowiedział, że Ronaldo. Dalszy ciąg był taki, że kapłan poprosił dzieci by wyobraziły sobie, że są w domu. nagle ktoś do nich puka czy wręcz wali w drzwi. Pora jest wczesna wiec wiadomo, że to nie rodzice ani nikt znajomy. Dzieci otwierają drzwi i widzą, że to Ronaldo. Ronaldo mówi:" (Tu przerywnik- kapłan pyta chłopca, który odpowiedział na pytanie o imię- Mateusz), Cześć Mateuszu. Potrzebuję nowego członka mojej drużyny Czy się do mnie przyłączysz?. I co odpowiadasz/ Mateusz powiedział, że odpowiedziałby Ronaldo, że bardziej woli inny klub. Woli Barcelonę niż Real, ale od Messiego by przyjął zaproszenie.I to był ten pierwszy dzisiaj promyk słońca. Drugim okazała się kartka urodzinowa i filmik nagrany specjalnie na tę okazję, które w sumie były niespodzianką, bo już zdążyła przebiec mi przez chwilę myśl, że chyba jednak nic nie dostanę. Poza tym zaskoczyły mnie same życzenia, bo wspólnota sporo przeszła i sądziłam, że muszę bardzo się zmienić. Dzięki Wam jeśli to czytacie, bo to wielkie szczęście mieć Was po swojej stronie.
          A to tylko jeden dzień. Takich promyczków jest więcej.Jakiś czas temu jak miałam wyjątkowo fatalny dzień i cierpiałam przez zło, które wyrządziłam innym i też mój bardzo surowy osąd nad sobą to nagle odezwała się koleżanką z gimnazjum z pytaniem, co u mnie i prośbą o przebaczenie za to, że czasem mi dokuczała.Innym razem jak było mi źle to przyjaciółka jako jedyna to dostrzegła, wzięła mnie na spacer i łaziliśmy po Toruniu dopóki nie poczułam się trochę lepiej. Takie większe promyczki to rozmowy z moimi stałymi spowiednikami, którzy starają mi się, na ile mogą pomóc nawet gdy łatwiej i wygodniej byłoby tego nie robić. To przyjaciele i znajomi, którzy chcą się spotykać, rozmawiać i wspierać chociaż nie jestem łatwym człowiekiem i nie raz ich zraniłam, narzuciłam im swoją wolę czy zdominowałam w rozmowie i wielkie dzięki im za to. To życzenia urodzinowe, których było w tym roku bardzo wiele a czasem zwykłe dziękuję a czasem zostawienie w spokoju a innym razem uczynienie czegoś wbrew mnie, bo akurat tego naprawdę potrzebowałam.
Dzięki Tobie Boże Wielki za te dary z Twojej ręki :-)

piątek, 15 maja 2015

Człowiek jednak istotą nierozsądną jest

Szczerze się zastanawiam czy wrócić do pisania bloga, bo w sumie wolę się przed kimś wygadać czy napisać wiadomość na czacie wiedząc, że druga osoba najpewniej odpisze niż pisać wiedząc, że do niewielu dotrze a jeszcze mniej odpisze albo i nikt i to zajmuje czas, a z drugiej strony pisanie zmusza do poskładania myśli i łatwiej do tego wrócić niż odtworzyć w głowie wydarzenia czy dialog z rozmowy a z trzeciej jeszcze strony teksty dotychczas ocierały się o ekshibicjonizm myśli, uczuć i przekonań.
          W każdym razie przechodząc do tematu ostatnio w moim życiu dużo się wydarzyło. Dwie trudne sytuacje, które mogły skończyć się bardzo źle. Przeszłość- niechciany szczególnie gość. Odejścia i powroty. Spotkania, rozmowy w tym szczególne 2, co to miały trwać 5-15 minut( w każdym razie miały być krótkie) a trwały znacznie dłużej a ich znaczenie jest bezcenne. Rozpady i składanie się na nowo. Niespodziewana pomoc i potem pomaganie innym. Trudne decyzje.
           Nie powiem ostatnio przeżywałam bardzo trudny dla mnie czas i wiele spraw, przekonań i relacji stanęło pod znakiem zapytania. Jednak w pewnym momencie dzięki podjęciu ryzyka, szczerości i otwartości oraz życzliwości innych zaczęło się to wszystko prostować i jakoś układać.
Można by powiedzieć, że od kilku dni jestem tak po prostu, zwyczajnie szczęśliwa i wdzięczna za to, co się dzieje. Można by się tylko cieszyć. Jednak..Jakoś tak... Nie wiem, może po prostu nie potrafię być szczęśliwa, bo czasem bez powodu robi mi się smutno i  to jakoś dziwnie wtedy, kiedy ktoś pyta jak mija mi dzień czy jak się czuje i po tym jak stwierdzam, że jest dobrze i w sumie jestem szczęśliwa to pojawia się smutek  i jakoś tak w ogóle bardzo mocno martwię się o znajomych lub o przyszłość, która wiąże się z kilkoma ważnymi zmianami.
             Chciałabym być szczęśliwa, poczuwać się do odpowiedzialności za to, na co mam wpływ i nie czuć tej odpowiedzialności za to, co od mnie nie zależy, za życie innych, bo mam ograniczony lub żaden wpływ a mimo to jakoś tak się dzieje czy ja to sprawiam, że niejasny smutek zaburza szczęście, potrafię zrzucić odpowiedzialność na innych gdy sama powinnam ją ponieść a czuć się odpowiedzialną za coś, na co kompletnie nie mam wpływu lub tylko minimalny czy rzucać się z motyką na słońce zamiast wprowadzać powoli zmiany tam, gdzie się da. W każdym razie zaczęłam pewną podróż i czuję, że nie ma innej możliwości niż ta, że moje życie się zmieni i mam nadzieję, że na lepsze.

niedziela, 1 grudnia 2013

Adwentowe rozmyślania

Jest I niedziela adwentu. Sam początek tego pięknego okresu oczekiwania na przyjście Pana Jezusa na świat, bo trzeba to sobie wciąż przypominać i oczekiwania na Jego powtórne przyjście. To kolejna szansa na to by pozwolić Bogu by nas przemienił według Jego zamysłu a nie naszego. Trzeba się tylko zastanowić jak to zrobić, bo nie ważne jest, ile rekolekcji odprawimy, w ilu akcjach modlitewnych weźmiemy udział, ani ile postanowień zrobimy. Ważne jest by się z Nim spotkać, usłyszeć Jego Słowa i wcielić Je w życie. Warto jak najbardziej wziąć udział w rekolekcjach, wprowadzić więcej ciszy do swego życia czy przedłużyć codzienną modlitwę, ale w tym wszystkim musi być umiar i zgoda na to, że On może przyjść inaczej niż byśmy chcieli, nie tak jak się spodziewany, w sytuacjach, w których wydaje się, że jest nieobecny, bo On pragnie nas zaskoczyć i jest szczególnie obecny tam, gdzie nas nie ma lub, gdzie nie chcemy być, bo uważamy to za zbyt bolesne, przykre, wstydliwe, że nie powinno było się zdarzyć a Bóg chce nas jednać ze Sobą, z nami samymi, z naszym życiem  i innymi ludźmi. Wybierzmy więc może jedną  czy dwie rzeczy i bądźmy im wierni i otwierajmy się na Boga. Ja gdy weszłam dziś na fb i zobaczyłam swoją tablicę lekko się zaniepokoiłam, bo chociaż dobrze jest mieć wybór między różnymi propozycjami rekolekcji na adwent to kiepsko jest gdy, co chwila trafia się na inną propozycję wejścia w Słowo Boże. Myślę, że zatem chyba ograniczę wizyty tam, bo chce nie tyle wiele przeczytać, ale w mojej codzienności spotkać się z Bogiem by On przemienił moje życie na Życie przez duże "Ż".

środa, 19 czerwca 2013

Dawne- niedawne odkrycie

 Drodzy czytelnicy!
Bardzo przepraszam jeśli ktoś czyta moje wpisy regularnie, że trochę czasu nic nowego nie zamieściłam. Regularne pisanie sprawia mi trochę trudności a brak komentarzy powoduje, że jest to troszkę trudniejsze.
            Chciałabym się w tym poście podzielić jednym z moich odkryć, które dokonałam już dość dawno, ale łatwo o nim zapomnieć więc jest w jakimś sensie także nowym odkryciem, bo doświadczyłam tego także wczoraj.  Odkryłam bowiem albo też przekonałam się, że jest różnica między przeżywaniem czegoś z Panem Bogiem a przeżywaniem tego samego bez Pana Boga a także, że inaczej jest gdy oddaje się Mu to, co trudne, bolesne niż gdy się to wspomina jako coś, co nam się nie podoba i powinno nie mieć miejsca. Dobrze jest Najlepszemu Ojcu ofiarować dzień i żyć w poczuciu wdzięczności za to, co się dzieje i za tych ludzi, których spotykamy każdego dnia.
             Taka postawa wdzięczności i zaufania Panu Bogu jest trudna, bo często wolimy żyć po swojemu i mamy własną koncepcję tego, co może nas spotkać a co nie. Poza tym jest we mnie  i także pewnie w wielu z Was tendencja do zapominania o tym. Łapię się sama często na tym, że co prawda ofiarowuje Panu Bogu całe życie i wszystko, co się na nie składa, ale potem przez cały niemal dzień o Nim nie myślę i już z pewnością gdy spotyka nas coś nieprzyjemnego raczej będę roztrząsać swoją złość czy niezadowolenie lub zastanawiać się, dlaczego powiedziałam coś, co zaczęło niemiłą dyskusję czy doprowadziło do trudnej sytuacji. Na szczęście bywało do tej pory tak, że zdarzało mi się pod wpływem jakieś dobrej myśli, do której doszłam, czyjegoś dobrego słowa czy przeczytanego artykułu lub książki oddać Mu wszystko, co mnie spotkało łącznie z tym, co trudne i niechciane.Czegoś takiego właśnie doświadczyłam wczoraj.
         Dzień wcześniej przeczytałam Słowo na dzień wczorajszy i pod Jego wpływem przed rozpoczęciem porannej mszy powiedziałam Bogu, że ofiaruje Mu ten dzień i chce by błogosławił szczególnie ludzi, którzy są dla mnie trudni. Następnie już po mszy poszłam na swój wydział by zapoznać się jeszcze z częścią materiału na egzamin i napisałam ten egzamin. Następnie  poświęciłam czas na załatwienie spraw na mieście a  w międzyczasie także porozmawiałam z Bogiem i powrót do domu.Potem już przez resztę dnia głównie przeglądała rózne miejsca w sieci, ogarnęłam troszkę bardziej swój pokój i zrobiłam porządki w kuchni.To byl niby taki zwyczajny dzień niczym nie różniący się od wielu innych a jednak był w jakiś sposób wyjątkowy, ponieważ wczesnym wieczorem jak jeszcze raz bylam na mieście zdałam sobie sprawę, że jest we mnie jakaś taka nie do końca wiadomo skąd radość z tego dnia, którą nie mógl do końca tłumaczyć fakt, że dobrze poszedł mi egzamin i spotkałam dobrą znajomą, z którą miło mi się rozmawiało i pojawiło się pragnienie by podziękować Bogu za ten dzień i trudne wydarzenia, które mi pomogły wzrosnąć duchowo.Warto oddawać Bogu siebie i swoje życie oraz spotykamnych ludzi, ponieważ jeśli się to zrobi z serca to Bóg sprawi, że życie będzie piękniejsze i lepsze, co nie oznacza, że nie będzie pozbawione cierpienia i nie trzeba będzie trzeba zmieniać swojego sposobu patrzenia na Boga, innych ludzi, siebie, swoje zycie i to, co nas otacza  ani, że nie trzeba będzie rezygnować z niektórych swoich przyzwyczajeń i poglądów. Na pewno jednak takie życie przeżywane z Nim będzie miało więcej sensu i zaczniemy stopniowo inaczej patrzeć na to, co przyniesie nam życie.